W kapelanii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu trwa rok jubileuszowy 25-lecia wieczystej adoracji w kaplicy Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Szpitalne oddziały, na których leżą chore dzieci - mniejsze i większe, te, które dopiero co przyszły na świat i walczą o życie, jak i te, które stoją już u progu dorosłości i mierzą się z cierpieniem - przemierzają każdego dnia, i w sobie tylko znany sposób wyszukują tych pacjentów, którzy najbardziej potrzebują duchowego wsparcia. - To Jezus prowadzi ks. Lucjana i mnie od sali do sali. A skoro idę z Jezusem, to patrzę Jego oczami i dostrzegam też potrzeby dzieci, o których one same nie mówią - mówi s. Bożena Leszczyńska OCV i pokazuje maleńkie figurki uśmiechniętego Dzieciątka Jezus, które rozdaje dzieciom, ich rodzicom, a także najróżniejszym gościom.
- W tych wszystkich chorych dzieciach, jakie trafiają do szpitala, widzę właśnie oblicze małego Jezusa. A gdy ich cierpienie mnie przerasta, gdy po ludzku wydaje się, że nie ma jak pomóc, pomagam modlitwą, obecnością, ciepłem. I one czują bliskość Boga, choć czasem muszą zadać to pytanie: "Dlaczego tak cierpią?". Pytają też, czy gdy Jezus umierał na krzyżu, to też bolały: ręce i nogi, głowa i serce? Odpowiadam, że tak, i że na pewno On teraz cierpi razem z nimi. I modlę się, by nie przeszkadzać Bogu w Jego działaniu - wzrusza się s. Bożena, a ks. Lucjan Szczepaniak SCJ dodaje, że jest przekonany, iż to sam Bóg wezwał s. Bożenę do tego szpitala, który podczas odwiedzin Jana Pawła II został przez niego nazwany sanktuarium ludzkiego cierpienia.
Księdza Lucjana Pan Bóg tutaj zaprosił już wcześniej, jeszcze jako alumna seminarium sercanów i lekarza stażystę na oddziale hematologii, bo w tej historii nie ma przypadków i wszystkie elementy pasują do siebie idealnie, niczym puzzle.
W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu, w duszpasterstwie, zjawili się prawie w tym samym czasie - prawie, bo w odstępie miesiąca - 29 lat temu. - Mając podjąć tutaj posługę kapelana, początkowo nie wyobrażałem sobie współpracy z s. Bożeną, polonistką, która została przyjęta jako wolontariuszka na oddział prof. Jerzego Armaty i chciała mi pomagać. Dałem jej to odczuć, a ona, bliska łez, wyciągnęła tylko do mnie dłoń, w której była ukryta maleńka figurka Dzieciątka Jezus. Więcej pytań nie miałem. To była jej przepustka do szpitala - wspomina ks. Lucjan. Dziś oboje są już nierozerwalną częścią szpitalnego krajobrazu. Oboje są też powołani do zadań specjalnych. - Trochę czasu musiało jednak upłynąć, zanim zrozumiałam, jaką drogą powinnam pójść - zamyśla się s. Bożena.
Po studiach wstąpiła do zgromadzenia Małych Sióstr Jezusa, gdzie spędziła 10 lat i już na samym początku formacji skierowano ją do pracy fizycznej w warszawskim szpitalu dziecięcym. - Bardzo bałam się widoku cierpiących dzieci i sama bym tego miejsca nie wybrała, a potem okazało się, że tam, przy krzyżu, który spotkałam, zostało moje serce. Musiałam jednak opuścić szpital, by podjąć nowicjat, a jakiś czas później przyszłam do Prokocimia, ale i to miejsce trzeba było pożegnać, by podjąć ostatni etap formacji - opowiada. Wówczas przełożone zgromadzenia odczytując jej osobisty charyzmat w duchu wiary, poleciły s. Bożenie znaleźć taką drogę życia konsekrowanego, która pozwoli jej pozostać w dziecięcym szpitalu i w pełni zrealizować Boży plan. Tą drogą okazał się stan dziewic konsekrowanych. Zgody na to i konsekracji w kaplicy Pałacu Arcybiskupów Krakowskich udzielił jej kard. Franciszek Macharski, wielki przyjaciel dzieci i szpitala. Od tego momentu s. Leszczyńska mogła być z chorymi maluchami codziennie. Kardynał zezwolił również, by nadal używała zakonnego tytułu "siostra" (choć dzieci mówią też do niej "ciociu" lub po imieniu), i aby chodziła ubrana tak, jak będą chciały dzieci. A one jednogłośnie powiedziały, że nie ma ubierać habitu, tylko ma wyglądać tak, jak ich mama.
To jednak nie był koniec Bożego planu na życie siostry. Nigdy bowiem nie spodziewała się, że zostanie nadzwyczajną szafarką Komunii Świętej. I o to poprosiły ją ciężko chore dzieci, a przecież kard. Macharski wyraźnie powiedział, że każdą prośbę dziecka znajdującego się w sytuacji zagrożenia życia ma traktować maksymalnie poważnie. - Pewnego dnia miało miejsce zdarzenie, które opowiedziałam później ks. Lucjanowi, a on zapytał mnie tylko o zgodę i od razu napisał prośbę do kard. Stanisława Dziwisza (był on już wtedy metropolitą krakowskim). Odpowiedź przyszła natychmiast. Błogosławieństwo kardynała, bym była nadzwyczajną szafarką Komunii świętej na terenie Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, otrzymałam w listopadzie 2011 r., a codzienną posługę rozpoczęłam 8 grudnia - rozpromienia się s. Bożena i przyznaje, że nie tylko doskonale pamięta pierwszy dzień, gdy z drżącym sercem mogła zanieść Komunię świętą chorym dzieciom, ale niezmiennie jest to dla niej zaszczyt i ogromnie wzruszająca misja, którą traktuje, jak codzienną małą procesję Bożego Ciała. Z jej posługi często korzystają też opiekujący się dziećmi rodzice. Bywa jednak, że tę radość na chwilę przygasza smutek, bo od czasu do czasu zdarzają się sytuacje, gdy ktoś z dorosłych opiekunów lekceważy Eucharystię lub tej służby s. Bożeny nie rozumie i ją odrzuca.
- Jej misję błogosławi też obecny metropolita, abp Marek Jędraszewski, a ja jestem przekonany, że s. Bożena została odpowiednio przygotowana do tego zadania, także poprzez osobiste dotknięcie krzyża (przeszła w nowicjacie operację serca ratującą życie). Kościół ją tutaj posłał, by trwała pod krzyżem, razem z rodzicami chorych dzieci. Niesie też nadzieję i pociechę. A dzieci jej ufają, bo wyczuwają w niej kobietę, która ma w sercu Jezusa. Ona jest "opatrznościowa", bo często otwiera rodziny dzieci na spotkanie ze mną, kapłanem, co nie zawsze jest dla nich sprawą oczywistą. Siostra Bożena jest tutaj bardzo potrzebna - m.in. też dla tych dzieci, które potrzebują serca mamy, a nie mają jej przy sobie, i dla tych, które przygotowują się do przejścia do nieba - podkreśla ks. Lucjan Szczepaniak i dodaje: - To, że siostra Bożena została szafarką, że może dotknąć Jezusa, jest tajemnicą jej powołania, potwierdzoną przez Kościół. A jeśli ktoś podważa to, nie znając całego kontekstu sytuacji, działa nieroztropnie.
Posługa s. Bożeny nie byłaby możliwa w takim wymiarze, gdyby nie obecność i wsparcie ks. Lucjana - kapelana z krwi i kości, który w Prokocimiu widzi swoją drogę do zbawienia. Ochrzcił on tutaj już ok. 3 tys. dzieci, wielu pacjentom udzielił pierwszej Komunii świętej i bierzmowania (te sakramenty sprawuje o różnych porach dnia i nocy). Każdego dnia odprawia w kaplicy Mszę św. i wyrusza na obchód oddziałów niosąc tam Jezusa. A że szpital jest bardzo duży, to i on, i s. Bożena, mają co robić. Efektem jego starań jest też to, że najpierw, w 1996 r., ówczesny biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej Kazimierz Nycz wydał zgodę na rozpoczęcie w szpitalnej kaplicy całodziennej adoracji Najświętszego Sakramentu, a 23 marca 2000 r. kard. Macharski zezwolił na rozpoczęcie tutaj wieczystej adoracji. W efekcie Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Prokocimiu do dziś jest prawdopodobnie jedynym państwowym szpitalem w Polsce (a może nawet i na świecie), gdzie adoracja trwa przez całą dobę.
Jesienią 2001 r. metropolita krakowski ukoronował też obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. - Lekarze mówią czasem, że Chrystus, Boski Lekarz, jest tu z nimi na 24-godzinnym dyżurze, a ja mówię, że On jest do naszej dyspozycji o każdej porze dnia i nocy. Zwłaszcza wtedy, gdy jestem wzywany do umierającego dziecka i gdy brakuje słów, które można powiedzieć pogrążonym w bólu rodzicom - nie kryje wzruszenia ks. Lucjan i zapewnia, iż cieszy się, że rok jubileuszowy w kapelanii rozpoczął się w tym samym momencie, co trwający wciąż w naszej archidiecezji Kongres Eucharystyczny, i że wpisuje się on w to wielkie duchowe wydarzenie.
Siostra Bożena prowadząc mnie na chwilę modlitwy do kaplicy wyznaje natomiast, że gdy każdego dnia adoruje Najświętszy Sakrament, powraca do niej myśl, iż każde cierpiące dziecko, które przyjmuje Jezusa do swojego serca, jest jak żywa monstrancja. - Takich dzieci, przed którymi można tylko z pokorą przyklęknąć, było i jest tutaj wiele. One nigdy nie mają problemu z tym, od kogo przyjmują Komunię świętą. Mówią, że "cała jestem Jezusowa" - uśmiecha się s. Bożena pokazując album pełen zdjęć dzieci. - Wszystkie te, które odeszły do Boga, pamiętam po imieniu - mówi cicho i zaraz musi już biec na oddział, bo ktoś tam na nią czeka.
Źródło: Niosą dzieciom Jezusa. O każdej porze dnia i nocy (gosc.pl)
FOTO: ARCHIWUM S. BOŻENY LESZCZYŃSKIEJ