„Widać tendencję, że ludzie się interesują, pytają, ale zanika trochę świadomość, że pomoc nie jest potrzebna na dwa, trzy tygodnie a na każdy dzień kiedy trwa wojna i na długo po wojnie. Ile można przetrwać? Miesiąc, dwa miesiące, a jak ludzie nie mają żywności i opieki medycznej przez trzy miesiące? To dramatyczna sytuacja” – mówi ks. Sławomir Czulak, sercanin oraz proboszcz w austriackiej parafii.
Michał Bruszewski: Jak to się zaczęło, że ksiądz zaczął pomagać ofiarom wojny z Ukrainy?
Ks. Sławomir Czulak SCJ: Inicjatywa powstała z faktu, że pojawiła się potrzeba pomocy potrzebującym. Myślę u wszystkich, którzy byli w Polsce, ale także za granicą, zapaliła się taka myśl, by pomagać. Było wiadomo, że będzie fala uchodźców, że będą potrzebować pomocy. Pierwszą naszą ideą było, zatem to by pomóc w miejscach, gdzie uchodźcy mogą trafić, dotrzeć do miejsc, w których będą się zatrzymywały osoby z Ukrainy. W piątek wieczorem, czyli dzień po rozpoczęciu inwazji miałem spotkanie z parafianami. Na jaki temat mamy rozmawiać? Wojna była głównym tematem. Młodzież pytała co się dzieje. Coś trzeba było zrobić. Na moim profilu zamieszczono wiadomość, że chcemy zorganizować zbiórkę na pomoc dla uchodźców. W sobotę rano się zaczęło. I miało skalę, o której nawet nie śniliśmy.
MB: Jakiego rodzaju pomoc w pierwszej kolejności przekazaliście?
– To głównie pomoc materialna. Żywność dla kobiet i dzieci. Ubrania. Taka była początkowa intencja. Myśleliśmy, że uda się to przewieźć dwoma samochodami do Polski, ale skala pomocy była tak wielka, że trzeba było organizować o wiele większe transporty.
Całość rozmowy na stronie: Polski proboszcz w Austrii: zebraliśmy 60 ton pomocy dla ofiar wojny w Ukrainie | eKAI