W tym roku obchodzimy narodziny Czcigodnego Ojca Leona Dehona w otoczce zwyczajnego Jubileuszu Kościoła: „Nadzieja nie zawodzi” (Rz 5,5). Czynimy to ponadto w przeddzień setnej rocznicy jego śmierci i w drodze do 150. rocznicy założenia Zgromadzenia (2028). Są to wydarzenia i daty, które zachęcają nas do odnowienia naszego chrześcijańskiego zaangażowania i dziękowania Bogu za życie, charyzmat i dzieło naszego założyciela. On sam przeżył powszechne jubileusze 1875, 1900 i 1925 roku. Ostatni z nich ogłosił Pius XI bullą Infinita Dei Misericordia1. Przy tej okazji Papież powierzył Bożemu miłosierdziu trzy konkretne intencje: pokój w sercach i między narodami, jedność chrześcijan oraz uregulowanie – już wtedy – sytuacji w Palestynie. W miarę jak Kościół zbliżał się z tymi pragnieniami  do Jubileuszu 1925 roku, nasz Założyciel odczuwał coraz bliższy koniec swoich dni. W styczniu tego roku zapisał w swoim dzienniku: „Mój wyścig dobiega końca, to zmierzch mojego życia”. Świadomy chwili, z pogodną szczerością zadawał sobie pytanie: „Co się stało z tymi 82 latami?”2 . Zadawał sobie pytania, jakby był jednym ze sług Ewangelii wezwanych, aby zdać sprawę z tego, co powierzył im ich Pan. Nie kryjąc swojej słabości, w swojej odpowiedzi ugruntował także swoje najgłębsze przekonanie: „Popełniłem nie-skończoną liczbę niedociągnięć, ale ufam miłosierdziu Najświętszego Serca”3.

Rzeczywiście, wiele razy ojciec Dehon wyznawał swoje błędy i słabości, z czym zawsze w parze szło ukazywanie niezachwianej ufności w dobroć Pana. Nigdy nie przepuścił znaczących okazji, aby to wyrazić, zwłaszcza przy wspomnieniu niektórych rocznic lub wydarzeń związanych ze Zgromadzeniem lub jego własnym życiem. Korzystał z tych sposobności, aby „ouvrir mon cœur” 4, jak sam powiedział, i opowiadać o sobie, swoim powołaniu i oczekiwaniach wobec Zgromadzenia. Dobry przykład tego można znaleźć w jego „Wspomnieniach 1843 - 1877 - 1912” 5, wydanych z okazji jego siedemdziesiątych urodzin. On sam przedstawia je tak, jakby były jego duchowym testamentem.  Dzięki dobrej pamięci, duchowej głębi i pogodnej dojrzałości swoich lat, O. Dehon oferuje nam znacznie więcej niż tylko zwykły ciąg wydarzeń w formie kroniki. Czytelnik, zagłębiając się w jej strony, może rozpoznać głos człowieka, który potrafi czytać życie oczami wiary. Właśnie dlatego potrafił znosić – i to nie bez cierpienia – przeciwności i trudności, jakie napotykał na swojej drodze.  Pośród tego wszystkiego, ze swego całkowitego oddania się w ręce Boga uczynił swoją codzienną, najbardziej autentyczną praktykę. O. Dehon gorliwie karmił się Ewangelią, rozważał ją, kontemplował i celebrował w Eucharystii, studiując i pozostając w nieustannej komunii z Kościołem, zawsze uważny na zmiany swoich czasów. W rzeczywistości stopień zaangażowania, jaki rozwinął od początku, jest uderzający. On sam daje nam to do zrozumienia, gdy opowiada o części swojej misji w pierwszych latach swojej posługi:

W Saint-Quentin miałem dobrą grupę współpracowników w dziełach, w Patronacie, w dzienniku, w założeniu parafii św. Marcina. Patronat doprowadził do powstania Klubu Robotniczego, do Konferencji Społecznych, do spotkań przedsiębiorców... Był to mały uniwersytet społeczny...6  

Jednak jego zapał apostolski nie odrywał go od niego samego ani od niepokoju powołaniowego, jaki Bóg zasiał w jego sercu. Coś szczególnie głębokiego wciąż domagało się jego uwagi:

Od młodości miałem powołanie zakonne. To zawsze było konkluzją moich rekolekcji. Ale nie miałem światła w modlitwie, aby wybrać raczej tę czy inną wspólnotę. Szukałem i czekałem. Całą moją atrakcją było Najświętsze Serce i wynagrodzenie.7

Ale w tych wypowiedziach O. Dehon nie opisuje tylko swojego stanu powołania. Z niezwykłą jasnością objawia nam, jak przeżywał proces rozeznawania, swoją metodę. To znaczy mówi nam o „dehoniańskim sposobie” podejścia do powołania: «Je cherchais et j'attendais»8. Szukać i czekać! 

To prawdziwa równowaga pomiędzy pragnieniami i emocjami. Umieć poszukiwać i czekać na właściwy czas, kairos Boga, który wkracza w codzienność i w nieprzewidywalne. Utrzymywać czujność serca i zdolność patrzenia poza bezpośrednie sukcesy i porażki. W związku z tym przychodzi mi na myśl to, co powiedział mądry i doświadczony kubański biskup: „Nie jest ważne, aby zakończyć dzień z satysfakcją z osiągnięcia upragnionego dobra, ale raczej zakończyć go uczciwie, bo zrobiłem wszystko, co możliwe, aby to dobro osiągnąć, nawet jeśli się nie powiodło”. Czyż nie jest to lekcja, której nam udziela O. Dehon swoim świadectwem? Dzień po dniu uczył się otwierać swoje życie i swój czas na dobroczynne działanie Boga. Przyjmując wolę Ojca, umiał otworzyć swoje istnienie i swoją misję na współpracę z innymi. Nie zatracił się w tyranii kaprysów, nie dał się stłamsić efemerycznym protagonizmom niezgodnym z drogą Jezusa. Umiał szukać i czekać. Aby utrzymać się w tej postawie, z pewnością i nieustannie, uciekał się do głębokiej i ciągłej medytacji nad Ewangelią. Pomyślmy, jakie opowieści mogły go zainspirować? Dlaczego nie wziąć pod uwagę na przykład sytuacji pewnego Andrzeja i jego towarzysza, gdy był z Janem po drugiej stronie Jordanu? Nie wyobrażając sobie tego, tam rozpoczęli bycie uczniami, co miało spełnić najgłębsze oczekiwanie ich ludu. Pytanie tak proste, jak prowokacyjne od Mistrza – „Czego szukacie?” (J 1,38) – wystarczyło, aby zaangażować ich na całe życie. A co powiedzieć o tej kobiecie, z natury będącej poszukującą, Marii Magdalenie, gdy pytanie – „Kogo szukasz?” (J 20,15) – rozjaśniło jej oblicze i jej oczekiwanie radością Wielkanocy? Zarówno w przypadku Andrzeja, jak i Marii poszukiwanie i oczekiwanie zostały w pełni zaspokojone w spotkaniu z Jezusem. Wydarzenie to przemieniło ich życie tak głęboko, że sprawiło, iż stali się wśród swoich braci i wspólnot świadkami „nadziei, która nie zawodzi”, entuzjastycznymi głosicielami Dobrej Nowiny Pana, zwycięzcy nad śmiercią i złem. O. Dehon nadal swoim życiem mówi do nas o tej samej Dobrej Nowinie. Dla niej oddał się wiernie i radośnie służbie Królestwu. Ale w tym miejscu wydaje się stosowne przypomnieć, że nasz Założyciel, już w podeszłym wieku i na kilka miesięcy przed śmiercią, nadal zajmował się nie tylko wielkimi nowinami Ewangelii, ale także tymi bardziej codziennymi, mając na celu wzbudzenie zainteresowania i dialogu w swojej wspólnocie na temat wydarzeń współczesnego życia. Jak i komu głosić Ewangelię, nie znając tego świata i jego skomplikowanych realiów? Kupuję dzienniki dla wspólnoty, wydaje mi się przydatne, abyśmy byli poinformowani o historii współczesnej i abyśmy mieli jakieś tematy do rozmowy.9   Oczywiście nie wszystkie wiadomości w tamtym czasie były dobre. To wiemy. I dzisiaj też nie. Intencje Papieża, które przypomnieliśmy w nawiązaniu do Jubileuszu sprzed stu lat, są nadal boleśnie aktualne. I aby stawić im czoła, nie brakuje w naszych czasach tych, którzy kreują się na nowe złote cielce, gotowi poprowadzić ludzkość ku niemożliwym „rajom ekskluzywnym”, ku „ziemiom rzadkim”, które można eksploatować bez skrupułów, lub ku rozkoszy „idyllicznych brzegów”, zbudowanych na zniszczeniach i okrucieństwie. Są fałszywymi idolami wszechczasów. I, jako tacy, ani nie szukają ani nie czekają. Wystarczy im pożerać. Dzięki Bogu, nie brakuje nam wzorów dobroci i współczucia, które wręcz przeciwnie, ostrzegają nas i wskazują prawdziwą drogę, którą należy podążać. Wśród nich jest nasz Czcigodny O. Dehon, którego dziś wspominamy ze szczególną miłością i wdzięcznością. Jego życie i charyzmat są darem Boga dla Kościoła i wszystkich narodów. Strzeżmy z odnowioną gorliwością i autentycznością, począwszy od naszych domów, Jego pragnienia wobec każdego z nas, naszych wspólnot i wszystkich ludzi, którzy w Nim znajdują oparcie dla swojego życia chrześcijańskiego i zachętę do kontynuowania „szukając i oczekując”:

Od swoich zakonników oczekuje ojciec Dehon aby byli prorokami miłości i sługami pojednania ludzi i świata w Chrystusie [por. 2Kor 5,18] (Cst 7).

 

Z braterskim pozdrowieniem w Sercu Jezusa

o. Carlos Luis Suárez Codorniú, scj
Przełożony Generalny
ze swoją Radą 

 

 

1 Pio XI, Bulla ogłaszajłca Jubileusz Powszechny 1925, Infinita Dei misericordia, 29 maja 1924.

2 « Qu’ai-je fait de ces 82 ans? ».  https://www.dehondocsoriginals.org/pubblicati/JRN/NQT/JRN-NQT-0005-0045-0053108?ch=59

3 « Ma carrière s'achève, c'est le crépuscule de ma vie... J’ai commis une infinité de fautes, mais j’ai confiance dans la miséricorde du Sacré Cœur ». 

4 “Otworzyć moje serce”.

5 Souvenirs 1843 – 1877 – 1912, Roma 14 mars 1912. https://www.dehondocsoriginals.org/pubblicati/COR/LCC/COR-LCC-1912-0314-8090139?ch=0

6 « J’ai eu à Saint-Quentin un bon groupe de collaborateurs pour les œuvres, pour le Patronage, le journal, la fondation de la paroisse Saint-Martin. Le Patronage amena la fondation du Cercle ouvrier, les Conférences sociales, les réunions de patrons... C’était une petite Université sociale... » https://www.dehondocsoriginals.org/pubblicati/JRN/NQT/JRN-NQT-0005-0045-0053108?ch=59

7 « J’avais la vocation religieuse depuis le temps de mon adolescence. C’était toujours la conclusion de mes retraites. Mais je n’avais pas de lumières pour faire le choix d’une communauté plutôt que d’une autre. Je cherchais et j’attendais. Tout mon attrait était pour le Sacré-Cœur et la réparation. » https://www.dehondocsoriginals.org/pubblicati/COR/LCC/COR-LCC-1912-0314-8090139?ch=3  

8 “Szukałem i czekałem”. 

9 « J’achète des journaux pour la communauté, il me paraît bon qu’on soit au courant de l’histoire contemporaine et qu’on ait quelque sujet de conversation. » https://www.dehondocsoriginals.org/pubblicati/JRN/NQT/JRN-NQT-0005-0045-0053108?ch=19